Witam
Pojawiam sie na niniejszym forum po dosc dlugiej przerwie. Byc moze ktos pamieta moja pierwsza wizyte tutaj, a mianowicie watek "Agnostyka
watpliwosci kilka" (http://forum.chrzescijanin.pl/viewtopic.php?t=3422).
Przez caly czas od zalozenia ww. tematu (ktory rozwinal sie niestety w
strone nie dajaca mi odpowiedzi przeze mnie poszukiwanych) z mniejszym lub wiekszym natezeniem w zaleznosci od calej reszty codziennych problemow staralem sie rozwiac moje watpliwsci. Odbylem spora ilosc rozmow z duchownymi, z osobami wierzacymi, niewierzacymi i dosyc duzo zostalo juz rozjasnione. Wydaje mi sie, ze jestem blisko przelomu w sprawie mojej wiary, jednak wciaz kilka znakow zapytania nie pozwala mi ostatecznie sie zdeklarowac. Tym razem dla kazdego watku postanowilem zalozyc nowy topic, zeby znow nie popelnic bledu zalania natlokiem informacji i oczekiwaniem
odpowiedzi na wszystko.
W tym topicu chcialbym poruszyc sprawe smierci dzieci nienarodzonych/tuz po narodzeniu/malych dzieci. Chodzi oczywiscie o fragment punktu nr. 9 z mojego artykulu, do ktorego podalem link wyzej, "nierowny start". Niezaleznie, czy rozpatruje zycie ziemskie jako probe dla czlowieka, czy jako podarowanie czlowiekowi przez Boga mozliwosci wyboru miedzy Nim i zlem, czy moze jeszcze jako okres, w ktorym czlowiek ma dojrzec do zycia z Bogiem i przez odczuwanie zla ma posiasc mozliwosc zdefiniowania dobra, aby je potrafil docenic - nie potrafie tutaj w zaden sposob wytlumaczyc tychze przedwczesnych zgonow. Gdzie ich proba, gdzie ich wybor? W zasadzie, jesli np. takie dziecko, dopiero co narodzone i ochrzczone, czyli mogace uzyskac dostep do Raju (nienarodzone zdaje sie tez juz wg aktualnego stanowiska Kosciola moga?), do tego Raju trafi (a musi tam trafic, bo czy moglo czynem badz myslami zrobic cos zamykajacego dostep?) - mozna takiemu dziecku zazdroscic. Ze nie musialo przechodzic etapu zycia ziemskiego i niemalze odrazu moglo sie pojednac z Bogiem. Gdzie w tej logice tkwi blad?