Pozwolę sobie podłączyć do dyskusji
Odwołując się do Ef.5,21-33 sprawa wydaje się prosta. Kobiety powinny być swoim mężom poddane, a mężowie powinni kochać swe żony i dbać o nie. Myślę, że duże znaczenie ma tu zaufanie i pokora. Kobiety mają często w sobie poczucie (ja również), że wiedzą lepiej, że potrafią coś zrobić lepiej i świadomie, lub podświadomie sterują swymi mężami, aby postawić na swoim. Niestety jest to działanie przeciwko mężowi i osłabianie go jako głowy rodziny i mężczyzny w ogóle.
Spodobała mi się kiedyś taka historyjka (bodajże z książki "Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus") o rycerzu, który ratował księżniczkę. Gdy kierował się swoim instynktem to wszystko było dobrze - księżniczka uratowana, on podbudowany i dumny z siebie. Ale w dalszej historii księżniczka zaczęła mu dawać rady i sprawy zaczęły się komplikować. Oczywiście historyjka jest fikcyjna i uproszczona, ale pokazuje, jak myśli kobieta, a jak mężczyzna. Kobieta nie robi tego ze złej woli, w jej oczach jest pomocą swemu mężczyźnie, ale w praktyce wychodzi trochę inaczej. Dało mi to sporo do myślenia i zaczęłam się na nowo przyglądać moim relacjom z mężem.
Interesujące spojrzenie na te kwestie ma ks. Pawlukiewicz w swoich konferencjach (ostatnio słuchałam nagrania z serii "Katechezy dla dorosłych" bodajże "Mężczyzną i niewiastą stworzył ich...", ale nie będę się upierać przy tym tytule). Ks. Pawlukiewicz w dużym stopniu czerpie z książki
"Dzikie serce" Johna Eldredge - przynajmniej tak mi się wydaje słuchając go. Wspomniana książka jest bardzo wartościowa i pomocna przy spojrzeniu na mężczyznę, chłopaka, chłopca - co mi osobiście bardzo się przydaje przy wychowywaniu dwóch chłopców i ich dzikich serc
Ale chyba trochę zaczęłam odbiegać od tematu
W każdym razie uważam, że kobietom-żonom jest potrzebna przede wszystkim pokora, tak jak w naszych relacjach z Bogiem - też często wydaje nam się, że wiemy lepiej, mamy plan na własne życie i gdy coś idzie nie po naszej myśli - buntujemy się i próbujemy robić po swojemu.