medyczka napisał(a):Jest w mojej grupie chłopak, który często mi ubliża z powodu wiary
(oczywiście jest praktykującym katolikiem).
W takich sytuacjach staram się zachować spokój,
ale i tak widać po mnie, że dałam się
zdenerwować (podkr. lazarz).
Czasem po prostu odpowiadam tym samym.
Chodzi mu o to, aby pokazać grupie, jaka to ja jestem zła i niewierząca,
bo się
denerwuję (podkr. lazarz), a on "przecież tylko żartował".
Jest mi później wstyd, i czuję się bezsilna.
Próbowałam już nie reagować, albo obracać wszystko w żart,
ale nie skutkuje. Modlę się, ale nie widzę wyjścia.
Po prostu nie wiem jak się zachować w takiej sytuacji...
Medyczko
Z Twojego opisu sytuacji wnoszę, że chłopak nie jest za bardzo rozgarnięty,
skoro czynione Tobie wątpliwe awanse podaje za żarty.
Spróbuj jasno dać mu do zrozumienia, że
znasz się na żartach
i jego żarty wydają Ci się raczej kiepskie,
więc jeśli nie stać go na lepsze (które lubisz) i kosztem jego samego,
to niech się odczepi, bo nie tylko nie chce Ci się go słuchać,
ale nawet - choćby był przystojny -
z trudem znosisz jego widok.
Dobrze, żebyś zrobiła to w obecności świadków, spokojnie i dokładnie tak,
jak Ci poddaję, chociaż, oczywiście, własnymi słowami.
Nie odpowiadaj mu w żadnym razie na zaczepki,
bo to właśnie jest wodą na jego młyn.
Pożąda Twojej atencji, więc udziel mu jej, bo Cię na to stać -
- poza tym, nawet nędznikowi się ona od chrześcijanina należy -
- tyle że nie w takiej formie, jakiej on od Ciebie oczekuje.
Nie odwołuj się do jego inteligencji - bo to może być dla Ciebie za trudne - lecz do jego woli.
Uderz w same trzewia jego próżności i nie wycofuj się w żaden sposób
z tego, co doń wypowiesz, a jeśli Twoją wolę zignoruje,
odwołaj się do opiekuna grupy, bądź innej osoby odpowiedzialnej za nadzór.
Nie powinnaś, w Twoim wieku, być zdana na pastwę jakichś kosmaczych harców
i jeśli osiągnięcie względnego spokoju od jego natarczywości będzie tam niemożliwe,
powinnaś wypisać się stamtąd, bo ten chłystek psuje Ci krew,
a Twoja bezsilność wobec niego może zaowocować jakąś przykrą alergią,
która odbierze Ci niewieściego wdzięku.
Z Twojego opisu wnioskuję, że tak w ogóle stać Cię na to, by okazać złość i wzburzenie,
tyle że w tej szczególnej sytuacji gnębi Cię zbytnio dyskomfort z powodu zmieszania,
wywołanego przez prowokacyjne odzywki Twojego "amanta".
Moje pytanie brzmi:
- Skoro pętak chce, jak twierdzisz, pokazać, jaka jesteś zła,
to dlaczego niby miałabyś z nim w tej materii walczyć?!
Według mnie, jego umysł ma nad Tobą władzę -
- tzn. skutkuje pożądaną przezeń Twoją konfuzją
właśnie z powodu słabości czy niedojrzałości Twojego myślenia.
Nie odrzucaj pochopnie jego osądu, bo może być w nim ziarnko prawdy o Tobie -
- odrzuć tylko jego pseudomiłosną, złośliwą formułę!
Jesteś zła - no i co z tego?! Ja jestem wręcz wściekły, medyczko,
kiedy czytam o takich rzeczach, a nawet mi powieka nie drgnie,
ani nie mam wypieków czy innych oznak zmieszania,
bo się za nie biczuję - bo żeby Ci jakoś pomóc na odległość,
i wesprzeć przekonywającą Cię życzliwością,
to muszę Ci się pokazać jako żywy, krwisty jegomość,
który, gdyby stanął na tej twojej grupie i usłyszał jedno czknięcie tego fanfarona,
to by w try miga zrobił z niego takie pośmiewisko, że i jego kumpel katolik by się uśmiał.
Nie piszę tego, rzecz jasna, żeby Ci się w jakiś sposób reklamować,
a jedynie po to, by uzmysłowić Ci wagę pewnego przywileju wierzących,
z którego powinnaś na przyszłość umieć skorzystać,
bo i też skorzystają na nim Ci, o których dobro będziesz zabiegać.
Przywilejem wierzącego w prawdziwego Boga
jest wolność od ludzkiego osądu (również własnego) w takim sensie,
że nie ciąży on na podsądnym Sprawiedliwego -
- jest jakby "wyjęty spod ziemskiego prawa" - i w związku z tym niezasłużonym luksusem,
może sobie pozwolić na to, na co nie mogą sobie pozwolić jego więźniowie.
Może, na przykład, spokojnie pomyśleć o sobie jako o złej, zdeprawowanej istocie,
która puściłaby z dymem (za przykładem apostoła Piotra i paru podobnych gagatków)
jakąś chrześcijańską osadę, kopnęła rozszczekanego kundla,
zrobiła niemiłosierną aferę w publicznym miejscu,
a na pewno położyłaby na miejscu trupem każdego,
kto by się zamierzał na Twoją świętą wiarę.
Oczywiście, repertuar możesz sobie wzbogacić w ekwiwalenty niewieściej "szewskiej pasji",
no bo co Ci w końcu może podpowiedzieć jakiś ograniczony umysłowo czeladnik (!).
Idzie w tym tylko o to, byś ośmieliła myśleć i mówić o sobie gorzej, niż wypada,
by poszerzyć sobie perspektywę (otworzyć takie małe okienko w swojej celi)
i stwierdzić jasno i wyraźnie, że jesteś zła jak osa na tego
"palanta"
(zechciejcie mi wybaczyć, panowie, ale tu idzie o honor damy),
i właśnie dlatego nie dasz mu satysfakcji - nie będziesz tańczyć, jak on zagra,
tylko sprawisz, że zaleje go własna złość i krew, i przyrumieni się jak pomidor,
a Ty będziesz miała niewinną uciechę,
że do jego sromotnego poniżenia przyczynił się przyjaciel a nie wróg grzeszników.
To naprawdę duża frajda. A zemsta powinna przecież być słodka...
Droga
medyczko, nie namawiam Cię do złego, co Ci może jakieś moralne chuchro podsunąć,
tylko do drobnego, aczkolwiek znaczącego czynu sprawiedliwości,
w oparciu o wiarę w to, że Pan Bóg zna Cię znacznie lepiej niż ten kmiotek,
który sądzi, że wie, na co Cię stać, gdy się rozsierdzisz.
Ja myślę, dziewczyno, że stać Cię na więcej, i powinnaś dać mu popalić po Bożemu,
bo on, widzę, z takich, co sam nie pożyje a innym nie da wytchnienia,
na które Sprawiedliwy przecież udziela solidnych gwarancji.
Acha, byłbym zapomniał - koniecznie wyrzuć ze swojej puderniczki to słówko "zdenerwowana".
Zupełnie do Ciebie nie pasuje - jest to wymyślny, nowomodny eufemizm
na określenie złości, gniewu, wzburzenia czy zmieszania,
i kiedy się go wypowiada, to nikt nie wie, o co tak naprawdę chodzi.
Powtórz sobie codziennie na dobranoc:
- Nie jestem zdenerwowana, tylko zła, okrutnie zła,
i nie ma dla mnie innego lekarstwa prócz miłości Sprawiedliwego.
Kiedy już będziesz o tym święcie przekonana, na pewno będzie Cię stać
na drobne ustępstwo wobec woli głupca, by ten sam wpadł w zastawiane na Ciebie sidła.
lazarz