Sczęść Boże.
Od kilku lat poszukuję odpowiedzi to pytanie, które mnie dręczy a wątpliwości wracają pomimo wielu rozmów z osobami duchownymi. Rady spowiedników właściwie powinny mi wystarczyć a jednak wciąż nie umiem zapomnieć tego co się wydarzyło. Trafiłem wtedy do więzienia ale nie to było moim największym problemem ale stan mojej duszy. Pewnego dnia będąc w celi zacząłem dopuszczać do siebie mysli bardzo złe : że nie chcę Boga, że nie chcę być zbawiony... Trwało to może dwa, trzy dni. Właściwie nie wiem, nie pamiętam na ile były to moje myśli i wybory a na ile jakieś pokusy, które za bardzo do siebie dopuściłem. Tak czy inaczej kilka dni po tych zdarzeniach poczułem, że ... no włąśnie, trudno to opisać co się wtedy ze mną stało. Tak jakbym utracił Boga, popadł w rozpacz, w jakąś ciemność. Wystraszyłem się i próbowałem przepraszać w myślach Pana choć jescze wtedy nie wiązałem tego z moimi złymi myślami sprzed paru dni. NIestety uczucie rozpaczy pogłębiało się. Próbowałem się modlić coraz więcej ale modlitwa coraz wiekszy mi sprawiała ból. To w połączeniu z więzienną codziennością powodowało, że przekształciłem się w " roślinę" niezdolną do uczuć czy emocji. 2 razy się ciąłem żyletką. Straciłem nadzieję... Po jakimś czasie przeczytałem w " Dzienniczku Św. Faustyny" fragment opisujący rozmowę duszy będącej w rozpaczy z Bogiem i utkwiły mi w pamięci słowa : " gdy dusza odrzuci ostateczną łaskę Boga to już ją Bóg pozostawi w tym stanie na zawsze ". Odniosłem te słowa do siebie i umocniłem się w przekonaniu, że będę potępiony. Od tego czasu codziennie gdy sie budziłem rano żałowałem, że się urodziłem... Dziś jestem na wolności, jednak ciągle wracają wątpliwości czy będę zbawiony. Czy po tym co zrobiłem jest dla mnie nadzieja ? Czy te słowa z " Dzienniczka Św. Faustyny" powinienem odnosić do siebie ? Co znaczy odrzucić " ostateczną łąskę Pana Boga " ? Będę wdzięczny za odpowiedź. Przepraszam za długość wiadomości ale chciałem dokładnie to opisać. Z Panem Bogiem.