przez frad » Pn sie 04, 2008 5:28 pm
argument: w Biblii nie ma o slubach jak je znamy dzis wiec wystarczy sobie obiecac, przespac sie i jest OK mozna zestawic z tym ze w Biblii nie ma nic o paleniu ,,marychy" - to co, skaczemy po kosciele na jointa?
w moim zrozumieniu poza sytuacjami skrajnymi typu ukrywanie sie w czasie wojny (a i wowczas prawie zawsze mozna zorganizowac swiadkow i/lub duchownego) zawieranie ,,malzenstwa w swietle ksiezyca, tylko ja i ona" wynika zawsze albo prawie zawsze z wyrachowania jednej lub obu stron - jak juz chyba pisalem latwo po ,,pol roku zabawy" powiedziec ,,ojej, przeciez to konkubinat" i znalezc innego/inna do... w pelni zalegalizowanego zwiazku malzenskiego. Oczywiscie wiele kobiet pewnie powie ,,moj mezczyzna mi tego nie zrobi!". Coz, zycie raczej czego innego nauczylo juz wiele podobnie myslacych kobiet.
Mnie to osobiscie nie dotyczy, ale szkoda mi tych naiwnych panienek ktore obudza sie kiedys ,,z reka w nocniku" walczac o alimenty, majac o wiele trudniejsza sytuacje (nie tak latwo znalezc nowego faceta gotowego sie ozenic majac dziecko - nie za takich facetow nie ma, bo sa, ale czasu i energii ma taka kobieta mniej by rozwinac nowa relacje) od ojca dziecka, bedacego juz w nowym zwiazku, zatwierdzonym koscielnie i/lub w USC.