przez Lehaim » Pt wrz 07, 2007 6:11 pm
Na przełomie lipca i sierpnia opuściłem trzy nabożeństwa w naszej Winnicy. Miałem ogromy głód modlitwy i wielbienia, więc postanowiłem pójść na to jak mi się wydawało bezsensowne spotkanie modlitewne. Pierwszy raz w życiu, no bo po co chodzić na jakieś tam modlitewne, jak ja oficjalnie mówię, że nie wiem o co się modlić, bo nie wiem jaka jest wola Boga. Mówiłem, że po co Bogu głowę zawracać o coś, co nie będzie jego wolą. A jeśli coś jest tą wolą, to Bóg odpowie pewnie szybko, tak myślałem. Ciężko z takim nastawieniem prosić Boga o coś innego to, co niż zawarte jest w „Ojcze nasz ”. Ale poszedłem, bo byłem głodny Boga i wspólnego uwielbienia.
No i zaczęło się zupełnie nie groźnie. Słowa nie płynęły szerokim strumieniem. Prosiłem o to by Ojciec uwielbił swe Imię i sprawił bym prosił Go zgodnie z tym, czego dla nas chce, zęby wysłuchał każdego kto prosi. Wtedy każdy kto chciał wychodził na środek a my nakładaliśmy na niego ręce i modliliśmy się. Niektórzy nie mówili za, co chcą byśmy się modlili, a inni prosili o rzeczy bardzo konkretne. I tu zaczęło dziać się ze mną coś czego nigdy nie doznałem.
Wychodzi pierwszy i prosi o pracę i o to by Bóg uzdrowił jego słuch, bo z powodu ubytku już raz odrzucili jego kandydaturę a za parę dni idzie na eliminacje. Nakładam ręce, modlę się o błogosławieństwo i czuję jak mi ręce rosną, stają się gorące. Widzę w myślach jego twarz jak ktoś mówi do niego, a on poważnie słucha robiąc wrażenie niesłychanie mądrego człowieka. Czuję, że mam prosić nie tyle o tą pracę ale biegłość w spawaniu, mam prosić nie tyle o słuch ale o top by ludzie szanowali go i jego milczenie odbierali jako wyraz mądrości i konieczności poprawiania siebie a nie obwiniania go za nie słyszenie. …. Pracę dostał dwa dni później.
Na innego nakładam ręce, a że bardzo go lubię to proszę o ogólnie błogosławieństwo. Ale za chwile dopada mnie Duch Boży. Czuję lęk i konieczność proszenia Boga o uchronienia Marka od upadku. Chciałem zmienić temat lecz nie mogłem, musiałem prosić trzy czy cztery razy. W myślach widziałem Marka, że ma się wyprostować, bo grozi mu upadek, że ma być twardy. Nie mogłem się powstrzymać od wyznania tego, co przeżyłem modląc się. Potem jedne z braci powiedział mi, że był pod wrażeniem, bo właśnie na poprzednim niedzielnym nabożeństwie Marek prosił o pomoc bo ma jakieś problemy i w jakimś sensie „ugina się”.
Dla kolejnego otrzymałem słowo, żeby czynił wolę Boga bez wysilania się z siebie. Idealnie to, czego Mirek potrzebował prowadząc grupę wsparcia AA.
Przy kolejnym bracie widziałem mur miedzy nim a jego żoną, której nie widziałem fizycznie, ale widziałem duchowo. Duch skłaniał mnie żebym padł na kolana, ale się wstydziłem (jak wiecie nawet podnoszenie rąk jest dla mnie czymś nowym). Gdy rozmawiałem o tym właśnie z tym Jarkiem i jego żoną, ona z wyrzutem powiedziała mu – „A coś Ty myślał?! Jest miedzy nami mur!” Jarek z leksza zaniemówił.
Inna gdy miałem się modlić nie mogłem się do niej zbliżyć bardziej jak na półtora metra Inie mogłem na nią nałożyć rąk. Prosiła o więcej miłości dla pacjentów z psychiatryka, którymi się opiekuje. Ale ja czułem, że coś kryje. Rzekomo mówiła, że nic. Ale dziś we łzach mówiła zborowi, jak cierpi z powodu ciągu alkoholowego swojej siostry.
Pastorowa prosiła o siły i wizję nowych zadań. A ja się śmieję, bo widzę przy niej jej dwie córki (nie było ich z nami) za nią ani metr gęstej mgły a za nią … małe dziecko. Powiedziałem o tym pastorowi tydzień później. Wiecie, co odpowiedział? „Wiesz, bo myśmy tak chcieli mieć jeszcze trzecie dziecko, choć może nie teraz! I uśmiechnął się”
Przy liderze uwielbiania to nic tylko mogłem prosić: „Niech gra! Niech gra! Niech gra! Niech nas cieszy! Niech brzmią instrumenty!” I tak w kółko. Jak się dowiedziałem dwa tygodnie później właśnie nagrywają płytę uwielbieniową!
Był też jeden za którego wiedziałem, że nie ma potrzeby się modlić, choć on powiedział, że prosi o modlitwę za niego!