Teraz jest Cz mar 28, 2024 2:42 pm Wyszukiwanie zaawansowane


Polecamy uwadzę: Chrześcijański Serwis Informacyjny | Radio Chrześcijanin
Katalog dobrych książek | Ogłoszenia drobne (kupię, sprzedam, itp.)

Problemy z rodziną męża

Forum służy do dyskusji o charakterze polemicznym na różne tematy związane z teologią chrześcijańską.

Problemy z rodziną męża

Postprzez LadyB23 » Pn wrz 05, 2016 5:22 pm

Szczęść Boże!

Od dłuższego czasu prześladuje mnie pewna sprawa. Zacznę jednak od początku i postaram się streścić całą historię, która jest tłem dla moich pytań.

11 miesięcy temu wyszłam za mąż. Ani ze strony mojej, ani męża, nie istniały żadne przeszkody ku zawarciu związku małżeńskiego. Oboje jesteśmy wierzącymi katolikami, więc wzięliśmy ślub konkordatowy.

1,5 tygodnia przed zawarciem sakramentu, siostra mojego małżonka, z którą do tej pory miałam relacje lepsze niż z własną, zaczęła mieszać w naszym życiu. Ni z tego, ni z owego otrzymałam od niej SMSa informującego mnie, że jeśli nie dostosujemy się do jej planów w związku z naszym ślubem (kosmetyczka, fryzjerka), to wstanie w kościele i na głos powie, że jest przeciwna zawarciu przez nas małżeństwa. Nigdy w życiu nie przypuszczałabym, że osoba, która była mi tak bliska, mogłaby zrobić coś takiego. To był dla mnie tak wielki cios, że przeżywam to do tej pory, a to dopiero początek wszystkiego, co mi/nam zrobiła. Do samego ślubu zdążyłam być trzykrotnie chora, non stop bolała mnie głowa, przeszłam załamanie nerwowe, a w tym najważniejszym dniu siedziałam (razem z mężem, bo i on się o to bał) w kościele jak na szpilkach drżąc o to, żeby tylko nie podniosła się z ławki. Na szczęście nie zrobiła tego, ale nigdy mnie za to (ani za nic innego) też nie przeprosiła.
Ze względu na nią chciałam odwołać albo przełożyć ślub, w tamtym momencie zrobiłabym wszystko, żeby tylko nikt nie zepsuł nam tego dnia, na pewno nie w taki sposób. Dziękuję Bogu, że uległam prośbom mojego wtedy jeszcze narzeczonego i ślub się odbył.

W międzyczasie jednak moja "szwagierka" zdążyła jeszcze bardziej narozrabiać. Ja nie chciałam mówić o całej sytuacji moim rodzicom ze względu na to, że mój tata nie może się denerwować po przebytej chorobie nowotworowej, a mama ma problemy z nadciśnieniem, w dodatku praca stresuje ją już dość mocno. Ponadto mama została sama w domu, tata wyjechał w delegację. Mój mąż poprosił więc swoją siostrę o to, aby sprawa pozostała między naszą trójką. Nie posłuchała, a wręcz na złość pojechała do mojej mamy i zaczęła jej wygarniać wszystko to, co ja jej powiedziałam w zaufaniu. Nie ukrywam, że buntowałam się przeciwko rodzicom, choć teraz bardzo żałuję, że komukolwiek o nich opowiadałam. Moja mama usłyszała m.in., że mój tata jest biedny mając taką żonę, że jest wredna, apodyktyczna i inne niezbyt przyjemne epitety pod swoim adresem. Większość z tego została przez nią wymyślona, ale niektóre określenia faktycznie wyszły z moich ust i chyba nigdy sobie tego nie wybaczę, bo to właśnie dzięki rodzicom udało mi się przetrwać ten czas, zresztą zawdzięczam im o wiele więcej. Kiedy pojechałam do mamy porozmawiać z nią o tej sytuacji, drugi raz w życiu widziałam, że płacze. Pierwszy miał miejsce na pogrzebie mojego dziadka 14 lat temu, więc naprawdę twarda z niej babka.

Do czasu ślubu dostałam jeszcze ponad 20 (a może i 30?) wiadomości od sprawczyni zamieszania, na większość których nie miałam siły odpisywać, płakałam tylko czytając je i coraz bardziej się załamywałam. Wypomniała mi wszystko, co według niej robiłam źle przez całe 6 lat, które byłam w związku z jeszcze-nie-mężem. Jednego jedynego grilla, na którego nie pojechałam, że jestem przeciwna piciu alkoholu przez męża (u nich rodzinną tradycją jest flaszka na stole z każdej okazji - Boże Narodzenie, Wielkanoc, 1 maja, 2 maja, 3 maja, Boże Ciało, Trzech Króli, imieniny, urodziny, chrzciny... Ja zostałam wychowana w zupełnie innej rodzinie, u mnie alkohol trzyma się w barku, wyjmuje dwa razy do roku i pije po kieliszku na osobę; bardzo długo walczyłam o to, żeby mój przyszły małżonek przystopował z alkoholem), że 5 lat temu nie chciałam zjeść obiadu u teściowej... Po prostu wyciągnięte pojedyncze elementy z tych kilku lat, o których pewnie nikt nie pamiętał, a ona - takie odnoszę wrażenie - spisywała skrupulatnie w zeszyciku...
Wszystkim w rodzinie mojego męża przedstawiła swoją wersję wydarzeń, więc do mnie cała "nowa" rodzina jest nastawiona negatywnie i nie mam nawet co się tam pokazywać. Część z nich nie złożyła mi nawet życzeń ślubnych pod kościołem, z premedytacją tworząc drugą kolejkę tylko do mojego męża. Sama szwagierka napisała mi również, że mam dać jej święty spokój, kiedy w końcu odpisałam jej na -nastą z kolei wiadomość - więc zrobiłam to i od października nie odzywam się wcale. Dla mnie jest tak lepiej, bo przynajmniej nie muszę o niej myśleć. To znaczy tak mi się wydawało - do czasu.

Ostatnio znów się odezwała, tym razem mając pretensje do mnie i mojego męża publicznie - na Facebooku. Bo zrobiliśmy sobie 3-dniowe wakacje, jedyne tego lata, zamiast jak co 2 tygodnie przyjechać do miejscowości, w której mieszka rodzina mojego męża. Inaczej sprawa by wyglądała, gdyby mąż ich nie odwiedzał, jednak on najchętniej by tam spał, bo jest tak od swojej rodziny uzależniony, że odnoszę wrażenie, że ja jestem w tej hierarchii daleko za nimi. W każdym razie - odwiedza ich średnio co dwa tygodnie i ze względu na odległość nie wydaje mi się, żeby to było rzadko, tak samo często jeździmy do moich rodziców, którzy nie mieli nigdy pretensji o to, że wybraliśmy się nad morze czy do kina zamiast przyjechać do nich.
Wracając jednak do wątku - odpisałam jej to, co od dawna się we mnie zbierało. Że wolę odwiedzać ludzi, którzy odbierają ode mnie telefony (tutaj muszę dodać, że krótko po ślubie mąż dzwonił przez 4 dni z rzędu z mojego telefonu do swojej matki, ta natomiast nastawiona przez swoją córkę nie odebrała), którzy nie obgadują mnie za plecami i którzy nie mieli nic przeciwko naszemu małżeństwu.
Otrzymałam wiadomość prywatną, w której stwierdziła, że jestem opętana przez Szatana, że ona tym komentarzem wyciągnęła do mnie rękę, że zachowuję się nieadekwatnie do wieku (choć nie użyła tak łagodnych słów) i tym podobne. W każdym razie - nic miłego.

Ostatnio usłyszałam też, jak w rozmowie telefonicznej z moim mężem teściowa powiedziała, że nie jest dla mnie żadną rodziną, a mąż szwagierki groził mi, że zabije mnie, jeśli coś stanie się ich dziecku. Tak, szwagierka przez cały ten czas była w ciąży, teraz zbliża się chrzest, z czym związane jest jedno z pytań.
Zawiadomienia o groźbach nie złożyłam na policję, bo błagał mnie o to mąż. Teraz bardzo tego żałuję, bo boję się nie tyle o siebie, co o moją babcię, która mieszka w tej samej miejscowości, co moja nie-rodzina. A wiem, że ten człowiek byłby zdolny zrobić coś strasznego, bo nie raz widziałam go w gniewie.

Moje pytania:
1. W związku z chrztem rozważam pójście do księdza i powiedzenie mu o całej sytuacji. Myślę, że przed tak ważnym wydarzeniem powinien wpłynąć na rodziców dziecka, które nie powinno wychowywać się w takiej rodzinie, aby się zmienili i może przełożyli chrzest? Nie wydaje mi się, żeby byli w stanie wychować je w naszej wierze z takim nastawieniem. Nie wiem tylko, czy nie będzie to przeszkoda do udzielenia chrztu godziwego? Czy ma to jakieś konsekwencje w stosunku do dziecka, które przecież nie jest niczemu winne? Czym różni się chrzest godziwy od niegodziwego?
2. Być może jestem przewrażliwiona na tym punkcie, ale po rozmowie z moją chrzestną, która należy do oazy prowadzonej przez księdza egzorcystę, zaczęłam zagłębiać się w temat egzorcyzmów i opętań. Czy powiedzenie (czy tak jak w moim przypadku - napisanie) komuś, że został opętany przez Szatana, jest przekleństwem? Czy też nie należy się tym w ogóle przejmować?
3. Czy taka "strategia", jaką przyjęłam, tj. nieodzywanie się do rodziny mojego męża w żaden sposób, nie jest niezgodna z naszą wiarą? Nie czuję wobec nich raczej nic negatywnego (nie licząc szwagierki i jej męża, którym ciężko będzie mi kiedykolwiek wybaczyć), bo wiem, że to ona ich ustawiła, ale dla własnego spokoju ducha nie chcę ich widzieć, bo wiem (m.in. z relacji męża), że oni również tego nie chcą. Zresztą słyszałam, w jaki sposób o mnie mówią i nie chcę znowu przeżywać załamania nerwowego przejmując się ich słowami.

Będę wdzięczna za wszelkie opinie.
LadyB23
 
Posty: 1
Dołączył(a): Pn wrz 05, 2016 3:57 pm

Re: Problemy z rodziną męża

Postprzez MarDeb » Wt lip 07, 2020 4:47 pm

Przede wszystkim musisz się na nowo narodzić.
Po drugie nieświadomy chrzest do niczego dobrego nie prowadzi.
MarDeb
Aktywny
 
Posty: 166
Dołączył(a): Pt maja 31, 2019 4:32 pm
Lokalizacja: Warszawa

Re: Problemy z rodziną męża

Postprzez Adam » Wt paź 13, 2020 12:28 am

Witam. Jestem ciekawy jak poradziłaś, sobie z problemami rodzinnymi.
Najogólniej mówiąc, w podobnych sytuacjach, należy zachować umiar i zimną krew.
Zawsze mamy prawo odsunąć się od ludzi, którzy nas krzywdzą, nawet jeżeli jest to najbliższa rodzina.
Z Twojej relacji wynika jednak, że z jednej strony starasz się odsunąć od tego z drugiej jednak anagażujesz się emocjonalnie.
Chrzest córki Twojej szwagierki nie jest Twoją sprawą, podobnie jak chrzty milionów dzieci i dorosłych odbywające się każdego dnia.
Żyj swoim życiem, buduj swoją siłę. Bądź uczciwa i dobra i nie angażuj się w relacje z osobami, które Ciebie krzywdzą.
Szukaj więzi z ludzmi, którzy Cię wspierają i budują. Nawet jeśli są to ludzie obcy. Oni niekeidy dadzą Ci więcej siły niż "rodzina".
Bądz dobrej myśli i koncentruj się na sobie i swoich przyjaciołach.
Jest takie chrześcijańskie powiedzenie:
"Wspierasz mnie? Pomagasz mi? ... Jeśli nie, to się odczep(w oryginale: spi**alaj)" ;-)
I tego się trzymaj. Zawsze masz prawo być sama i z Bogiem.
Pozdro.
Adam
 
Posty: 2
Dołączył(a): So paź 10, 2020 10:31 am


Powrót do Dyskusje i polemiki

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 23 gości

Wymiana:

pozdrawiamy

cron