Witam
Po pierwsze,
cudzołóstwo nie jest wszeteczeństwem.
Wszeteczeństwo jest synonimem
rozpusty bądź
sprzedajności, tzn.
wymiany własnego ciała na dobra materialne.
Jest znamieniem bezwstydu i jawnego urągania wymogom przyzwoitości,
podczas gdy
cudzołóstwo jest aktem nierządu - jest więc
czynem a nie
postawą.
Jest duża różnica w motywacji do współżycia seksualnego między nierządnicą (dziwką), a kochanką.
Pomijam, rzecz jasna, cały aspekt społeczny i moralny problemu rozwodu,
bo przy akceptacji dla tak poważnego pomieszania pojęć nie bardzo widzę tu dlań miejsce,
ale spróbowałbym jednak zwrócić uwagę respondentów tematu na dość szczególny kontekst wypowiedzi Jezusa
odnośnie cudzołóstwa w
Kazaniu na górze - kontekst, który niejako zrównuje ten postępek
z kradzieżą, użyciem obraźliwego epitetu, krzywoprzysięstwem, nienawiścią,
a także - jak mniemam - każdym innym gwałtem, nieusprawiedliwionym egzekucją przywilejów władzy.
Jezus nie ustanawia tam bynajmniej żadnego innego prawa dla cudzołożników niż to, które Izraelici otrzymali byli od Mojżesza.
On tylko
objaśnia bliżej jego sens, by wyprowadzić z błędu tych wszystkich,
którzy za tytuł do chluby przed Bogiem mają zaledwie to, że nikogo w życiu nie obrabowali,
nie zadźgali nożem, a sami nie łajdaczyli się, ani nie używali brzydkich wyrazów.
Jezus, po prostu, daje tymi słowami jasno do zrozumienia,
że odtąd, każdy śmiertelnik -
zły czy
dobry nie ma co liczyć na
wejściówkę jego Ojca, jeśli nie wierzy słowom jego Syna.
To w wielkim skrócie cała ewangelia i przeczyć tej oczywistości znaczy podcinać gałąź, na której nawet się nie usiadło.
To absolutny elementarz wiary i cała nauka apostolska na tym stoi.
Jezus nie jest
drugim Mojżeszem, by można było jego wypowiedzi
dokładać do słynnego zestawu z góry Synaj.
To Król - to ktoś, kogo waleczny i mądry Rzymianin
nie czuje się godzien gościć pod własnym dachem.
Oczywiście, że jest źle opuszczać żonę i jeszcze gorzej jest zostawiać męża,
ale jeśli żona okazuje się oczom nawróconego męża złośliwym, próżnym i leniwym pasożytem jego krwawicy,
lub żonie przytrafi się trzeźwo spojrzeć na swego wybranka jak na pijane i okrutne bydlę,
które miast wsparcia i pociechy dostarcza jej i dzieciom siniaków,
to żadnego z nich nie wiąże osąd starozakonnego, a tym bardziej Jezusowego prawa.
Wiąże ich tylko sumienie, i jeśli pozostają w zgodzie z własnym przekonaniem co do słuszności (sprawiedliwości) wyboru,
to Pan błogosławi ich woli na równi z tymi, którym w życiu noga się nie poślizgnęła.
Istnieją wyjątki od żelaznych reguł i nawet, gdy wierzącego oskarża własne serce, mówiąc mu, że może mógł postąpić lepiej,
to i tak wielki sługa Pana
serwuje mu na taką okoliczność pociechę, pisząc, że Bóg jest większy niż jego serce i wie wszystko.
Owszem, istnieją przesłanki do tego, żeby reprezentant społeczności wierzących miał nieskazitelną opinię
i nie miewał ochoty wymazać z pamięci dnia swoich zaślubin, ale są to przesłanki o podobnej randze,
co status spraw matrymonialnych głowy państwa, i nie sądzę, żeby jednoznaczne zalecenia apostolskie w tej sprawie
miały stać się kiedykolwiek kańczugą na grzbiet wszystkich pozostałych,
dla których pozostawanie w upadlającym i zatruwającym życie związku okazało się nie do wytrzymania.
Przekonanie odmienne od wyłożonego niechybnie rzuca ciężkie kłody pod nogi tych najmniejszych,
częstokroć najbardziej obdarowanych - nie z powodu ich zasług,
a - jak tu słusznie
ucash zasugerował - dla wielkości imienia Bożego, które szczodrze wspiera w potrzebie szczerą wolę grzeszników.
Jeszcze raz podkreślę:
Podstawową zasadą Królestwa Bożego - tak jak ja ją rozumiem - jest nie stawianie, lecz
usuwanie przeszkód na drodze do niego.
Jeśli ktoś nakłada na bliźniego ciężar, którego sam nie zamierza dźwigać - bądź czyni inną podobną rzecz, która każe bliźniemu myśleć,
że Królestwo
stawia zbyt wysokie progi na jego nogi, nie pomagając mu zmierzyć się z wielkością Bożego przyzwolenia na istnienie
- to osądzi jego prawo i wolę słowo Sędziego Izraela, i jestem pewien, że nie będzie ono dla niego łaskawe.
Rozwody są poważnym problem społecznym nie tylko w naszym kraju i dobrze byłoby,
gdyby chrześcijanin miał w swoim zanadrzu dla stających wobec niego coś więcej niż oklepane i bezduszne komunały.
Takie jest moje skromne zdanie,
ucashu.
Acha, nie uważam bynajmniej, żeby cudzołóstwo którejkolwiek ze stron mogło być dla czystego sumienia podstawą do żądania rozwodu.
lazarz