przez Yo-asia » Pn mar 10, 2008 8:49 pm
"Co Bóg złączył, człowiek niech nie rozdziela"... Namawiałam swoją córkę na rozwód, mało tego, nie potrafię wybaczyć jej, że uciekła z domu, że żyła bez ślubu kilka miesięcy, a potem mimo, że to był ewidetnie zły człowiek, który nawet w ciąży ją bił, wyszła za niego. Jej mąż był jej katem nawet po porodzie dziecka. W wyniku bicia i awantur ucierpiało też dziecko, wtedy uciekła od swojego męża. Teraz zięć jest w areszcie śledczym. A ja nie bardzo umiem odnaleźć się w tej sytuacji. Kocham córkę i wnuczkę, ale nie mogę się pogodzić z tym, że córka definitywnie nie chce zakończyć tego małżęństwa. Ona myśli o separacji, a ja boję się, że to nie ma sensu, bo zięć jest chorym człowiekiem. (Chyba chorym, mają to teraz w więźieniu badać. Staram się ufać Bogu, ale ta ludzka słabość nie pozwala mi patrzeć przez pryzmat religijności.
Pragnę nadmienić, że zięć przez lata terroryzował swoich rodziców, nie przywiązywał się do obowiązku pracy.
Proszę o pomoc.