Hmmm, Leszku, to się zgadza, co napisałeś, że wśród tych, którzy nie poznali Ewangelii, są tacy, którzy żyjąc według sumienia, mają szanse zostać uznanymi za sprawiedliwych - dobrze zrozumiałam? Natomiast co do twojej wypowiedzi:
"że zaufanie Bogu w każdej dziedzinie życia jest wszystkim czego Bóg od człowieka wymaga." - mam wątpliwości. No bo jeżeli ktoś Boga nie poznał, o jakim zaufaniu może być mowa? Za przykład podam swoją "bezcenną" osobę
Ponieważ byłam wychowana wiecie gdzie - wśród ateistów, przez ateistów i w rodzinie ateistów, od dziecka miałam w tej kwestii pranie mózgu, że Boga nie ma, że "religia to opium dla narodu", a wiara to dobra dla ograniczonych i zacofanych babć, a dla współczesnego i oświeconego człowieka, to wprost nie do pomyślenia. Więc żyłam według sumienia, które, szczerze mówiąc, miało dość skąpy asortyment ograniczeń moralnych. Może to wynikało z tego, że byłam zupełnie przekonana, że Boga nie ma, sama nie wiem. W każdym razie, podany przez ciebie pierwszy werset doskonale do mnie pasuje, a zwłaszcza to: "ci, którzy to czynią, winni są śmierci, nie tylko to czynią, ale jeszcze pochwalają tych, którzy to czynią" - gdyż wszelakiego rodzaju bezeceństwa byli niemalże zgodne z moim sumieniem":
"a bo co?" - mniej-więcej taką miałam logikę. Nawróciłam się dość późno, sporo po 30 i miałam mnóstwo okazji zejść z tego świata w tym stanie, w jakim byłam - dzięki Bogu, że uchował. Ale tak się zastanawiam - a gdyby nie uchował, co wtedy? Gdyby musiałam umrzeć, zanim poznałam, że Bóg jednak jest, a powtarzam, było kilka ładnych okazji, co wtedy? Chyba taki człowiek, jakim byłam ... oj, strach pomyśleć
Ale dzięki za odpowiedz
Już się nie wtrącam. Możecie kontynuować pogawędkę - bardzo zajmująca
P.S. Oj, Abiszaj, "chłopcze" wcale nie jest chamskie, no co Ty? Uspokojcie się trochę, chłopaki.... oj, już zmykam....