Niektórzy moi przyjaciele wyjechali na misję do różnych zakątków świata, inni zakładają zbory, inni weszli w służbę pastorską
.
To ciekawe, bo z moich znajomych n i k t nigdzie nie wyjechał. Karmiono ich wielkimi wizjami, wpajano, że są przeznaczeni do "rzeczy wielkich". Potem przyszło zwyczajne życie, do któego nie byli kompletnie przygotowani. Niektórzy przeżyli załamanie nerwowe, inni leczyli rany w spokojnych, niecharyzmatycznych zborach...
Nasuwa się pytanie czy sugerujesz się wypowiedzią innych . Jezus tez był kamieniowany, biczowany i wyzywany
.
Jacy wy biedni i prześladowani...
Jesli by o nas dobrze mówiono nigdy byśmy nie słuzyli Jezusowi. Odchodzą ze szkoły tylko ci którzy nie chcą poddać się obróbce uświęcania. Powodzenia
KŁAMSTWO. Odchodzą ci, którzy nie chcą uczestniczyć w farsie, nie podoba im się show, które się tam organizuje, ci , którzy są na tyle silni , żeby powiedzieć "nie" temu pseudochrześcijaństwu.
Jakie uświęcenie...? Czy wmawianie komuś, że jest dzieckiem Króla, głową, a nie ogonem, ma wielką moc, będzie czynił "rzeczy wielkie" i "oglądał wielkie cuda" większe niż te, które czynił Jezus, że należy mu się wszystko: bogactwo, zdrowie, powodzenie , pomyślność etc. może sprawić, że stanie się człowiekiem pokornym...? Nauczy umierać się dla siebie...? Szczególnie, jeśli w kółko sie to powtarza ludziom bardzo młodym, o króciutkim stażu w Panu...?
Ja już się napatrzyłam na młodych, do których nieopczekiwanie przyszło cierpienie. Jaka była ich pierwsza rekacja? BUNT! Czemu ja? Czemu nie działa to, czego mnie nauczano? Czemu zachorowałem, straciłem pracę, czemu zmarła moja mama...? Jaka jest reakcja ich "przyjaciół"? To TWOJA WINA, miałeś za mało wiary, nagrzeszyłeś, a w ogóle to już do nas nie pasujesz, wróć, kiedy znów będzie wszystko dobrze, kiedy będziesz "świadectwem"( zdrowym, bogatym, z powodzeniem...).
Albo te argumenty...To jest od Boga, bo tam tłumy się nawróciły!( a tłumy walą na show, jak ktoś wielką scenę postawi , światła i bilboardy..), bo ten nauczyciel wiary ma taaaki samochód, taaaką willę i samolotem własnym lata...( jakież świadectwo! Kto by tam słuchał biednego kaznodziei...).
Sorry, trochę mnie poniosło. Ale od tej pseudewangelii to słabo mi się robi. Sama leczyłam się z tych "nauk" przez klika ładnych lat i dochodziłam po nich do siebie( ja też miałam czynić "rzeczy wielkie").
Z całej tej masy ludzi finansowana jest garstka szczęściarzy, których wysyła się na "misje". Reszta( zdecydowana większosć) wraca do swoich zborków i zmaga się z rzeczywistością.
Czasem zmienia się tyle, że zaczynają więcej krzyczeć, więcej machać flagami, organziują "konferencje prorocze" etc. i nic poza tym.
Radzę sięgnąć po Pismo, iść do komory i więcej się modlić, pytać Pana o to, gdzie Twoje miejsce.
Żeby być blisko z Bogiem nie musisz kończyć żadnych "szkół".
Żadna szkoła( a tym bardziej w tak krótkim czasie) nie "uświęci się", nie nauczy prawdy o życiu, nie pomoże pewnych rzeczy zrozumieć.
Porozmawiaj z ludźmi, ktorzy mają długi staż( ale więcej niż kilka lat!) w Chrystusie, poradź się starszych. Jakże często nie doceniamy rad ludzi doświadczonych, starych, z dużym stażem w Panu. A oni wiedzą wićej i są mądrzejsi , niż nam się wydaje.
To młode pokolenie w Chrystusie często ich ignoruje( bo oni nie chcą "rzeczy nowych") , ja się bardzo dużo od nich nauczyłam.