Leszek- zgadzam się z tobą, jeśli chodzi o pierwsze lata. Potem już by to nie wyszło.
Szkoda, że w tak małej mieścinie, w jakiej mieszkam, jest to nie do zrealizowana( a mam dwie córki).
A przede wszystkim- m n i e nie ma w domu, bo pracuję zawodowo. Ubolewam nad tym, bo po stokroć wolałabym zająć się domem i rodziną, a nie tak ganiać z wywieszonym jęzorem i podkrążonymi oczami( a dzieci z kluczem albo z ciotką, która pozwala na bezmyślne gapienie się w telewizor właśnie), ale...tak już jest w Polsce, że mężczyzna nie może utrzymać rodziny z jednej pensji...
Najwazniejszym podrecznikiem, bez ktorego cala wiedza zda sie psu na bude jest Biblia. Tej nie ma i nie bedzie w szkolach publicznych
Co roku w klasie V omawiam wyjątki z Biblii( mam w programie zaraz po mitologii greckiej..). I co roku proszę dzieci, aby przyniosły Pisma Święte na lekcję. I co roku na około 25 osób Biblię przynosi może 2-3 osoby- reszta nie ma . Byli też tacy , którzy nie wiedzieli, że Biblia i Pismo Święte to jedno i to samo. I tak to wygląda , mimo że dzieci mają katechezę od przedszkola...
Bezboznosc w narodzie spowodowana jest tym, ze chrzescijanie NICZYM NIE ROZNIA SIE OD SWIATA. Chowaja swoje swiatlo pod korzec, albo pod lozko, albo pod plazme...
Nie wiem, czy letniość chrześcijan bezpośrednio wpływa na bezbożność narodu, jednak rzeczywiście jest bolesnym i wstydliwym faktem. Tęsknię za nieliberalnym kościołem, gdzie nie idzie się na kompromis ze światem. Na razie jestem w pewnym zborze, ale jego "letniość" rzuca się w oczy...
Dochodzi do tego, że kiedy spotykamy się poza kościołem, np. na konkursie szkolnym, nie potrafimy być sobą wsród niewierzących. To takie krępujące mówić, co się myśli..narazić na odrzucenie...( poglądy i wartości chrześcijańskie nie są teraz w cenie, można się narazić na kpiny).To taki krępujące głosić ewangelię swojemu szefowi z pracy...tym bardziej, że jak się z tej pracy wyleci, trudną o drugą, a żyć trzeba...
Mi też zostaŁo niewiele tej odwagi, którą miałam jako mŁoda dziewczyna. Została ciężka praca, brakuje radości w życiu, same utrapienia i ciągŁy brak czasu na wszystko, pośpiech...Ja mam być "gorąca" dla Boga, kiedy padam na pysk po pracy, a tu jeszcze trzeba obiad zrobić, dziećmi się zająć, posprzątac, zakupy etc....Doby brakuje!
Mam czasem wrażenie, że świat to taka wirówka, która wciąga każdego, niezależnie od tego, czy wierzący czy nie. Wysysa siŁy, zdrowie i radość. To jest tylko domena mŁodości, kiedy jeszcze wszystko wydaje się możliwe. W moim wieku, kiedy się już nie ma marzeń, trudno być "światłem" , skoro brakuje chęci do życia...