Myślę że nasz osobisty kontakt z Bogiem to indywidualna sprawa każego człowieka i nie potzrzebny nam jest do tego żaden kościół.
Cro, proszę Cię... czytaj Biblię...
Jezus jest nam potrzebny. Jego obecność możesz odczuć w różnych kościołach (w sensie pewnej organizacji), jeśli szukasz Go szczerym i pragnącym sercem. Myślę jednak, że nie każdy kościół daje ludziom nowonarodzonym możliwość dalszego wzrostu. A poza tym nie każdy 'kościół chrześcijański' jest rzeczywiście chrześcijański... Tak naprawdę nie jest ważne to, co my o sobie myślimy ani to, co myślą o nas inni ludzie. To, że człowiek mówi, że jest chrześcijaninem to nie oznacza, że nim jest. Ważne jest to, co myśli o nas Bóg. Tylko to ma tak naprawdę znaczenie. Jeśli nasze życie podoba się Bogu to On daje nam świadectwo.
Ostatnio trochę rozważałam fragment listu do Hebrajczyków (Żydów - dla niewtajemniczonych). I naprawdę coś ważnego Bóg dał mi zrozumieć. W 11 rozdziale jest niesamowity przykład m.in. wiary Henocha. Jego życie jest odbiciem życia chrześciajanina:
* żył żywą wiarą w Boga
* (przez to) podobał się Bogu
* (przez to) otrzymał świadectwo od Boga, że podobał się Bogu
* (przez to) Bóg go zabrał (obraz zabrania Oblubienicy - Kościoła)
I w życiu chrześcijanina chodzi właśnie o to... Nie o to, żebym tylko wierzyła - bo cóż mi albo Bogu po mojej martwej wierze. Ta wiara ma być natomiast wykorzystana po to, abym żyła święcie i żebym - przede wszystkim - otrzymała świadectwo od Boga, że moje życie się Jemu podoba. Tak naprawdę to się liczy...
Kościół nie jest Ci może konieczny do nawiązania "osobistego kontaktu z Bogiem", ale jest Ci konieczny do duchowego rozwoju, wzrastania w tym kontakcie z Bogiem. Chrześcijanin jest jak owieczka. Ona zawsze potrzebuje Pasterza, który ją prowadzi, ale także stada, innych owiec - czyli kontaktu z innymi chrześcijanami. Społeczność z wierzącymi także ma ogromne znaczenie w życiu człowieka wierzącego.
historia Waszego Kościoła zaczęła się od Martita Luttra
Historia mojego Kościoła zaczęła się od Jezusa Chrystusa... zostaw Marcina w spokoju.
...pozdrawiam...