przez ELO » N kwi 20, 2008 7:13 pm
Z powodu nawału wielu zajęć dopiero teraz piszę na zaproponowany przeze mnie temat - przepraszam.
Zadałem pytanie dotyczące wzrastania w wierze. Ostatnia wypowiedź Janiny zawierała również istotne pytania. Postaram się więc w pierwszej kolejności odnieść do nich.
Na pierwsze z nich odpowiem tak: Gdybym chciał dać "bezpieczną" odpowiedź, to przychyliłbym się do stwierdzenia, że wiara powinna opierać się na faktach.
Na drugie odpowiedziałbym, że istotnym jest to, w co wierzymy.
Trzecie pytanie dotyczy wyrażania wiary, a więc chodzi tu pewnie o nasze relacje z bliźnimi, dla których jest to widoczny przejaw naszego posłuszeństwa względem Bożych wymagań wyrażonych w Jego Słowie.
Tak się składa, że bez względu na to, czy tego chcemy czy nie, jesteśmy oceniani przez otoczenie. Nasze postępowanie jest brane pod uwagę, a decyzje, które podejmujemy, mają wpływ nie tylko na nas samych, ale również na innych.To sprawia, że często w wyniku niekorzystnego dla nas obrotu spraw zadajemy sobie pytania: czy moje zachowanie było moralnie uzasadnione? Czy skutki mojego wpływu na innych nie odbierają mi miana chrześcijanina?
Stajemy również przed zarzutami, że nasze życie nie przejawia miłości i dobroci, o której głosił i objawiał całym swym postępowaniem Chrystus. Nie jest tajemnicą, że żyjemy w świecie, którym Biblią próbuje uzasadnić się wiele złych i egoistycznych dążeń zepsutych ludzkich serc. Bardzo często jest to odkrywane przez bystrych obserwatorów życia codziennego - czy to w małych środowiskach, czy też w skali całych narodów... Wnioski wyciągane przez oceniających krytycznym okiem tych, którzy mieszają święte z pospolitym, wzbudzają rozgoryczenie i niechęć do religii w ogóle. Stwierdza się nawet, że jest ona powodem największej liczby konfliktów. Myślę więc, że każdy poszukiwacz prawd Słowa Bożego jest zainteresowany tym, by zerwać nici zwiedzeń, jakże odległych od ścieżki prawdy; ułudę samousprawiedliwienia, dzięki któremu można uzasadnić wszelkie błędy i niecne plany.
Nie stanie się to jednak wcześniej, nim nie otrzymamy jasnej odpowiedzi na nurtujące nas pytanie: czy i jak jestem usprawiedliwiony przed Bogiem ze swych czynów? Czy jestem naśladowcą Chrystusa czy też tylko tak mi się wydaje, a na końcu swej drogi znajdę się w gronie tych, którzy usłyszą słowa: "nigdy was nie znałem" (Mat7:23)?
Bardzo często spotykamy się z opiniami, że chrześcijanin to ktoś, kto jakby otrzymał szansę na zbawienie, a jego czyny mają potwierdzić, czy na nie zasługuje... Osoba oceniająca siebie krytycznie prędzej czy później dojdzie do wniosku, że nie podoła wysokim standardom objawionym w Słowie Bożym. Zdarza się więc, że rezygnuje z dalszych "starań", stwierdzając, że nie jest godna nazywać siebie dzieckiem Bożym lub też wybiera usprawiedliwianie wszelkich porażek jako zawinionych przez wszystkich i wszystko, co tylko znajduje się w zasięgu wzroku.
Przypomina to często przeczytaną przeze mnie historię człowieka, który obwiniał rodzinę i przyjaciół o konfliktowe sytuacje z jego udziałem. Stwierdzał np., że gdyby nie doprowadzające go do nerwowych sytuacji otoczenie, prowadziłby życie spokojne i zgodne z wolą Bożą. Ów człowiek postanowił więc pójść na odosobnienie i tam spróbować życia "na nowo". Realizując swój zamiar, miał udział w banalnym zdarzeniu. Podczas nabierania wody z rzeki usiłował postawić na brzegu dzban, który wywracał się na kamienistym zboczu. Po kilku nieudanych próbach zniecierpliwiony rozbił naczynie o brzeg. Gdy ochłonął, zdał sobie sprawę, że w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby słowem czy też czynem sprowokować go do takiego zachowania. Zrozumiał bardzo szybko, że źródło wielu konfliktów tkwi w nim samym.
Dobrze się dzieje, gdy dochodzimy do podobnych wniosków w wyniku przemyśleń i napomnień ze strony przyjaciół - gorzej gdy jesteśmy utwierdzani w złym przez fałszywie pojętą uprzejmość naszych bliskich.
Dochodzą również sytuacje, w których nasze zachowanie i postępowanie jest zgodne z wolą Bożą objawioną na kartach Jego Słowa. Wtedy konflikt jest o wiele trudniejszy do zniesienia, a pytań o to, "jak oddzielić serce od rozumu", pojawia się jeszcze więcej. Tak więc bój z samym sobą i lekceważącym wolę Bożą światem jest jakby wpisany w życie chrześcijanina zgodnie ze słowami:"Nie myślcie, że przyszedłem, by zaprowadzić pokój na ziemi. Nie przyszedłem, by przynieść pokój, ale - miecz." (Mt10:34).
Każdego dnia podejmujemy wiele decyzji wynikających z naszej wierności Bogu. Nasze decyzje są jakby wyrażeniem naszego postrzegania świata. Otoczenie odbiera to różnie; dla nas jednak istotnym jest to, czy dzień przeżyty był na chwałę Bożą czy też był zaparciem się Boga. W związku z tym, że konfliktowych sytuacji nie da się uniknąć, warto zdać sobie sprawę z tego, że chrześcijanin nie ma reputacji - chrześcijanin ma charakter.
Gdy będziemy dbać tylko o to, jak odbiera nas otoczenie, może nastać czas, w którym nie weźmiemy już pod uwagę napomnienia: "Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga." (Jk4:4). Jako że nie istnieje "neutralny teren", każdego dnia będziemy stawać przed podjęciem decyzji, którą drogą iść, co wybrać, jak się zachować... Bez jasnego zapewnienia o tym, że Bóg towarzyszy nam we wszelkich trudnościach i radościach, nie uznamy tego, że Jego brzemię jest lekkie (Mt11:30). Niepewność Bożego prowadzenia doprowadzi nas do zniechęcenia i rozgoryczenia, fałszywa pewność siebie - do szaleństwa...
Rozważając więc temat usprawiedliwienia przez wiarę, nie sposób uniknąć wyjaśnienia, na jakich zasadach jestem przyjęty przez Boga (uznany za sprawiedliwego). Słowo Boże przekonuje mnie, że na próżno szukać sprawiedliwości Bożej we mnie, a wszelkie rozwijanie rzekomo istniejącego w mym sercu dobra jest daremne, gdyż Zbawiciel nie odnalazł w nim niczego dobrego: "Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa." (Mt15:19). To Bóg z łaski swojej daje mi nowe serce: "wtedy Ja dam im nowe serce i nowego ducha włożę do ich wnętrza; usunę z ich ciała serce kamienne i dam im serce mięsiste," (Ez11:19). Daje mi też nowego ducha, dzięki któremu mogę z błogosławioną pewnością przyjąć, że moja sprawiedliwość jest w osobie Zbawiciela: "o sprawiedliwości zaś - bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie;" (Jan16:10). On to sprawia, że zostajemy przemienieni na Jego podobieństwo: "My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem." (2Kor3:18).
Dobre uczynki, dzięki którym mamy przywilej uczestniczyć w dziele Bożym, również są przygotowane przez Niego: "Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili."(Ef2:10).
Czy więc jest coś, o co nie zadbałby miłosierny Bóg? On, który przygotowuje dla nas miejsce w wiecznym królestwie: "W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce." (Jan14:2), doprowadzi nas do niego i możemy być tego pewni - nie ze względu na nasze postanowienia i obietnice, które są jak "bicz z piasku". Pewność tę czerpiemy z Jego Słowa, w którym to Jezus ma prawo zwrócić się do Ojca słowami: "chcę..." (Jan17:24). Skoro więc Ten, który sprawia w nas chcenie i wykonanie: (Flp2:13), jest Wszechmogący, to któż przeciwko nam?(Rzym8:31). My, którzy w naszej bezradności dostępujemy tej wielkiej łaski, dzięki której to posłany nam Pocieszyciel, Duch Święty uczy nas (Jan14:26) wstawia się za nami:(Rzym8:26) i podnosi nas na duchu: "Lecz Ten, który pociesza uniżonych, Bóg, pocieszył nas przez przybycie Tytusa;" (2Kor7:6), prowadząc dzieło Boże drogami przez nas niepojętymi (Iz55:9), możemy odpocząć, ufając, iż nawet w trudnych dla nas sytuacjach wspomoże nas "A gdy was poprowadzą, żeby was wydać, nie martwcie się przedtem, co macie mówić; ale mówcie to, co wam w owej chwili będzie dane. Bo nie wy będziecie mówić, ale Duch Święty."(Mar13:11).
Gdy więc wyrywa się z naszej duszy okrzyk: "nędzny ja człowiek!" (Rzym7:24), to możemy być pewni, iż Zbawiciel nas nie odrzuci ani nie opuści, gdyż po to przyszedł na ten świat, aby uciśnionych wypuścić na wolność (Łuk4:18).