Teraz jest Pt mar 29, 2024 11:23 am Wyszukiwanie zaawansowane


Polecamy uwadzę: Chrześcijański Serwis Informacyjny | Radio Chrześcijanin
Katalog dobrych książek | Ogłoszenia drobne (kupię, sprzedam, itp.)

usprawiedliwienie z wiary

w codziennym życiu chrześcijanina

usprawiedliwienie z wiary

Postprzez ELO » N mar 30, 2008 8:52 pm

Witam.
Od jakiegoś czasu "odwiedzam" to forum. Chcąc zaproponować temat do rozważenia, postanowiłem poruszyć ten, który wydaje mi się bardzo istotny.
Z Pisma Świętego dowiadujemy się, że jesteśmy "usprawiedliwieni z wiary"

Czym jest sprawiedliwość?
Co to jest wiara?
Na czym polega usprawiedliwienie z wiary?

Zapraszam do wymiany poglądów...
ELO
 

Postprzez axanna » Pn mar 31, 2008 7:42 am

Witaj, ELO :)
Czym jest sprawiedliwość i co to jest wiara, można poszukać definicje w słowniku. Moim zdaniem istotne jest raczej w co wierzymy, a nie czy w ogóle wierzymy. Wszyscy w coś wierzą... często w jakieś niedorzeczności, to przecież nie będą usprawiedliwieni przez to, prawda?
A na czym polega "usprawiedliwienie z wiary"? hmmmm.... a Ty wiesz, w ogóle z czego masz być usprawiedliwiony? Bo jakoś mało napisałeś i trudno wnioskować cokolwiek o Tobie - przepraszam że o to zapytałam, ale zrobiłam to dlatego, że większość ludzi powiada z reguły, że nie mają za sobą niczego takiego, z czego mieliby być usprawiedliwieni, bo przecież nikogo nie mordowali, nie krzywdzili itp. Odpowiedz, proszę, na pytanie, czy Ty masz z czego być usprawiedliwiony?
Pozdrawiam :)
axanna
Aktywny
 
Posty: 2692
Dołączył(a): Pt lip 07, 2006 2:48 pm
Lokalizacja: glasgow

Postprzez johanna » Pn mar 31, 2008 8:52 am

z tą sprawiedliwością bywa różnie.nie zawsze to co my ludzie uznajemy w swoich oczach za sprawiedliwe jest tym naprawdę.Bożą sprawiedliwość trzeba-choć trudno jest-naśladować.jest takie słowo w ewangelii,że łatwiej umrzeć za dobrego niż sprawiedliwego,a On wiedział co mówi.
johanna
Aktywny
 
Posty: 142
Dołączył(a): N lut 17, 2008 5:52 pm

Postprzez ELO » Śr kwi 02, 2008 7:11 pm

Dziękuję za podjęcie tematu.
Sprawiedliwość możemy określać w oparciu o prawo. W temacie nas interesującym jest to prawo Boże. Z Pisma Świętego dowiadujemy się, że wszyscy zgrzeszyliśmy i nie ma sprawiedliwego ani jednego. Jako grzesznicy (przestępcy prawa), zasługujemy na karę. Zapłatą za grzech (przestępstwo prawa Bożego), jest śmierć. Darem łaski Bożej jest jednak żywot wieczny. Umarł za nas Pan Jezus Chrystus. Dzięki temu, możemy więc skorzystać z Jego ofiary i zostać uznanymi za sprawiedliwych. Na czym więc polega wiara? Na czym polega wzrastanie w wierze? Czy wiara jest również działaniem łaski Bożej? Pismo Święte poucza, że wiara bez uczynków martwa jest. Jaką więc rolę pełnią uczynki, skoro jesteśmy usprawiedliwieni z wiary? Co to znaczy martwa wiara?
Może trochę za dużo tych pytań... :)
ELO
 

Postprzez axanna » Śr kwi 02, 2008 9:59 pm

Stanowczo za dużo :)
Ktoś powiedział, że "wiara w Boga", a "wierzyć Bogu" - to dwie różne rzeczy.
Na razie tyle, bo jest późno i jestem zmęczona. Ale powiedzonko warte jest zastanowienia się, no nie?
Pozdrawiam serdecznie.
axanna
Aktywny
 
Posty: 2692
Dołączył(a): Pt lip 07, 2006 2:48 pm
Lokalizacja: glasgow

Postprzez Katarynka » Cz kwi 03, 2008 11:18 am

Jeśli mamy wiarę, to chcemy się Bogu podobać i jesteśmy Mu posłuszni. Będziemy więc dobrze czynić, za naszą wiarą pójdą uczynki. W sposób naturalny. Jeśli zaś mówimy , że wierzymy, ale nie czynimy- wtedy jesteśmy głupcami, którzy oszukują sami siebie. Mamy Bga "w ustach", ale nie mamy w sercu. Nasza wiara jest "martwa:, bo nie owocuje.
Co jednak nie znaczy, że za te nasze uczynki jesteśmy usprawiedliwieni.
Bo usprawiedliwieni jesteśmy jedynie przez ofiarę Jezusa na krzyżu.

Wiara w Boga...Wielu jest dziś takich, któzy mówią: Ja wierzę w Boga. Ale nic za tym nie idzie. Ani zmiana postępowania, ani walka z grzechem , ani miłość bliźniego...
Wierzyć Bogu to zaufać Mu.
Katarynka
 

Postprzez johanna » Cz kwi 03, 2008 12:10 pm

zgadzam się z katarynką,wiara i uczynek idzie w parze.
johanna
Aktywny
 
Posty: 142
Dołączył(a): N lut 17, 2008 5:52 pm

Postprzez ELO » Cz kwi 03, 2008 8:06 pm

Wiara... Zdaję sobie sprawę, że proponując dalsze rozważanie tego wątku, wkraczam na teren naszych relacji z Bogiem, a jest to w pewnym sensie osobista sprawa każdego z nas (tak to się dzisiaj chyba mówi).

Skoro jednak jesteśmy usprawiedliwieni z wiary, to może warto spróbować dowiedzieć się czegoś więcej na jej temat z Pisma Świętego. Niby wydaje się oczywistym, że wiarę się ma lub nie. Kiedy się jednak przyjrzeć temu bliżej, to pojawiają się takie zdania jak to podane do zastanowienia: różnica między wiarą w Boga a wiarą Bogu.

Można by pewnie odnaleźć jeszcze więcej różnych spojrzeń na temat wiary. W zależności od przyjętego stanowiska, będzie to miało przełożenie na nasze życie w praktyce. Ze swego doświadczenia mogę więc przedstawić to tak: wierzę w Boga, jestem przekonany o Jego istnieniu, wierzę również Bogu, gdyż Jego Słowo dowodzi, że spełnia On swe obietnice.

Wypadałoby więc, by moje uczynki szły w parze z deklarowaną wiarą. Tak jednak nie jest. Często przeżywam chwile, które mogę określić w sposób taki, iż: "...nie czynię dobrego, które chcę, tylko złe, którego nie chcę, to czynię." Gdyby więc ktoś obserwujący moje postępowanie miał na podstawie mych uczynków określić to, jakim jestem chrześcijaninem, musiałby bezstronnie uznać, że jestem raczej bezbożnikiem, a już na pewno nie godnym miana naśladowcy Chrystusa, który był cichy i pokornego serca...

W wielu sytuacjach nie ma miejsca nawet na czas "walki z grzechem", gdyż wypadki dzieją się bardzo szybko i szybko trzeba podejmować decyzje (nieraz przykre w odbiorze przez innych). Tak więc jest dylemat tego rodzaju: czy w świetle słów: "po owocach ich poznacie", jest uzasadnionym nazywanie siebie wierzącym, gdy jest więcej niż "dwóch świadków", by temu zaprzeczyć?:)

Powracając do naszego rozważania, czy taką wiarę można nazwać martwą?
Pozdrawiam serdecznie i proszę o dalsze wypowiedzi...
ELO
 

Postprzez johanna » Pt kwi 04, 2008 9:03 am

droga ELO,nie jest się od razu wszystkoumiejącym,zwycięskim w każdej chwili i nie imającym się depresjom chrześcijaninem. Bywa,że tak jak piszesz jest wstyd bo nie można o sobie powiedzieć chrześcijanin -to ja. I bywa że się chcę zapaść w mysią dziurę właśnie z powodu uczynków lub słabej wiary.Wiesz co jest w tym wszystkim dobrego?Że nawet kiedy upadamy i jest źle,to zdajemy sobie sprawę,że nic nie możemy,nic. I wtedy Pan przychodzi i może nas błogosławić,nie stawiamy już oporu-bo jeszcze możemy coś od siebie dodać,tylko wyciągamy do Niego puste ręce i złamane serce i to jest wiara Jemu.Sami od siebie nikomu nie jesteśmy w stanie dobrze czynić ani wierzyć.Całe życie uczymy się,popełniamy wiele dobrego i złego,ale jeśli idziemy za Tym,który "lnu tlejącego nie zgasi,trzciny nadłamanej nie złamie"to mamy wsparcie do śmierci.Jeśli pokutujemy,wyznajemy grzech,to wierny jest Ojciec Niebieski i wybaczy.ELO wiara nie opiera się tylko na posłuszeństwie,gdyby tak było to nikt nie mógłby swego zbawienia utrzymać,bo choć zbawieni to nie jesteśmy w wielu sprawach posłuszni Bogu.Masz dziecko?Ja mam i bywa często nieposłuszne,ale je kocham i będę je karcić,tłumaczyć cicho i głośno i nie pozwolę mu ode mnie odejść nawet gdy mnie rani,chyba,że samo się ode mnie odwróci.Moje dziecko mnie kocha,ale ja mogę całą miłość okazać gdy jest bezsilne i mnie WOŁA. :P
johanna
Aktywny
 
Posty: 142
Dołączył(a): N lut 17, 2008 5:52 pm

Postprzez ELO » Pt kwi 04, 2008 4:35 pm

Bardzo zaciekawiły mnie Wasze odpowiedzi, więc pozwoliłem sobie rozwinąć jeszcze bardziej poruszany temat. Myślę, że przeżycia opisane przeze mnie, a potwierdzone przez Maksymiliana, dotykają każdego... Nie każdemu może wypada się do tego przyznawać, ale spoglądając na swe postępowanie przez pryzmat sprawiedliwości Bożej, prędzej czy później dojdzie się do takich wniosków.

johanna napisał(a):Sami od siebie nikomu nie jesteśmy w stanie dobrze czynić ani wierzyć.


Nie jest to miłe i sympatyczne uczucie, gdy zdajemy sobie sprawę z naszej niedoskonałości i błędów popełnionych jakby na własne życzenie. Nasza bezsilność w walce z samym sobą i przeciwnościami w życiu może w pewnym sensie doprowadzić nas do okrzyku duszy: "Nędzny ja człowiek! Któż mnie wybawi z tego ciała śmierci?"
Jestem jednak przekonany, że następny wiersz z przytoczonego 7 rozdz. Listu Do Rzymian, niesie błogosławiony odpoczynek dla umęczonej, w pozornie beznadziejnej walce, duszy. Wiedza o swym stanie, przedstawiona w tym wierszu, umacnia nas i zachęca do umiejscowienia nadziei tylko w Bogu; Wszechmogącym Zbawicielu, który jako jedyny może nam dać odpoczynek, o czym dowiadujemy się w: Mt 11:28 Bw "Pójdźcie do mnie wszyscy, którzy jesteście spracowani i obciążeni, a Ja wam dam ukojenie."

Odnosząc tę obietnicę do rozważanej przez nas sytuacji, możemy powiedzieć, że spracowanie i obciążenie dotyczy w pewnym sensie również naszych usilnych starań, by być lepszym, naszej walki z naszą upadłą naturą... Dopóki nie dojdziemy do sytuacji podobnej tej, w której Ap.Piotr w odpowiedzi na pytanie, zwrócił się do Zbawiciela słowami: "Panie! Ty wszystko wiesz...", będziemy podobnie jak apostoł przed zaparciem się swego Pana, upatrywać siłę w "noszeniu miecza" i być gotowymi (w naszym mniemaniu) na każde poświęcenie dla Chrystusa.

Dopóki nie wydamy z głębi serca okrzyku: "... nędzny ja człowiek..." będziemy dosyć łatwym łupem szatana... Kiedyś miałem okazję usłyszeć wypowiedź, iż on lubi "silnych" i pewnych siebie chrześcijan; nie sprawiają mu takiej przyjemności oddani świeckim ideom - ci, którzy "wierzą w siebie" według najnowszych trendów, ale właśnie pewni swych ludzkich sił chrześcijanie...

Cóż, jest to może zbyt swobodny wywód, ale doświadczenie życiowe potwierdza, iż osoby powszechnie uważane za święte (również te we własnej ocenie), są w stanie dokonać wielu wyrzeczeń, by dowieść swej wierności Bogu. Jest to jednak straszna harówa, a co najgorsze wykonana w niewłaściwym kierunku, gdzie nieraz "obłęd nazywa się wiarą." Gdzie tu miejsce na odpocznienie? Jak tu mówić o jarzmie "miłym" a "brzemieniu" lekkim? Mt 11:30

Wobec powyższego, jestem więc skłonny twierdzić, że tylko dzięki łasce Bożej możemy znaleźć się wśród osób, o których powie sam Wszechmogący, iż są tymi, którzy "...strzegą przykazań Bożych..." Ap 12:17
Zanim to się stanie, będziemy wzrastać (1P 2:2), a na tej drodze spotkają nas różne przygody służące pogłębieniu naszej wiary. Przykład z dzieckiem opisany przez "Johanne" jest więc w tym miejscu chyba najwłaściwszym i można odnieść to do słów Zbawiciela (J 10:28)

Tak więc w różnych sytuacjach błogosławioną dla mnie była obietnica z Rz 8:38-39. Jeśli więc mogę zaproponować dalszą wymianę zdań na temat wiary, proszę bardzo o przykłady na "wzrastanie w wierze." Skoro zbawienie z łaski przez wiarę jest darem (Ef2:8) i wiara ta nie ustaje dzięki wstawiennictwu Pośrednika między nami a Bogiem Ojcem Łk 22:32, to warto by się dowiedzieć, na czym polega wzrastanie w wierze... Bardzo proszę o kolejne wypowiedzi...
Pozdrawiam...
aha, jestem chłopczykiem i nie mam pojęcia o macierzyństwie - to informacja dla Johanny :) Mam na imię Eligiusz i może zostanę wkrótce ojcem, gdyż żona "jest przy nadziei" :)
Jeszcze raz pozdrawiam serdecznie...
ELO
 

Postprzez johanna » So kwi 05, 2008 8:15 pm

ojcostwo to dziwna rzecz :wink: przekonasz się.napiszę coś więcej jak będę wolniejsza :P
johanna
Aktywny
 
Posty: 142
Dołączył(a): N lut 17, 2008 5:52 pm

Postprzez Janina » Wt kwi 08, 2008 5:09 pm

ELO napisał(a):Czym jest sprawiedliwość?
Co to jest wiara?
Na czym polega usprawiedliwienie z wiary?


Witaj ELO!
Proponowałaby spojrzeć na wiarę opowiadając sobie na pytania :
1. Na czym powinna opierać się wiara – czy na faktach, czy na uczuciach ?
2. Czy ważniejszy dla człowieka staje się sam akt wiary (pokładanie ufności w wierze), czy to w co wierzymy ?
3. W jaki sposób wyrażamy wiarę w naszym życiu ?

ELO napisał(a):Odnosząc tę obietnicę do rozważanej przez nas sytuacji, możemy powiedzieć, że spracowanie i obciążenie dotyczy w pewnym sensie również naszych usilnych starań, by być lepszym, naszej walki z naszą upadłą naturą... Dopóki nie dojdziemy do sytuacji podobnej tej, w której Ap.Piotr w odpowiedzi na pytanie, zwrócił się do Zbawiciela słowami: "Panie! Ty wszystko wiesz...", będziemy podobnie jak apostoł przed zaparciem się swego Pana, upatrywać siłę w "noszeniu miecza" i być gotowymi (w naszym mniemaniu) na każde poświęcenie dla Chrystusa.

Jeśli dobrze Cię zrozumiałam, to odpocznienie o którym piszesz oznacza, rezygnację ze starań o doskonałość opartą na uczynkach wypływających z ciała. Czy oznacza to jednakże rezygnację z samych starań, czy starania pozostają, ale zmienia się punkt ciężkości, czyli opierają się one już na czym innym niż na uczynkach wynikających z ciała ?
A upatrywanie siły w „noszeniu miecza” to gotować na każde poświęcenie dla Chrystusa oparta na przekonaniu o własnej sile, czy też sama gotowość ?

ELO napisał(a):…doświadczenie życiowe potwierdza, iż osoby powszechnie uważane za święte (również te we własnej ocenie), są w stanie dokonać wielu wyrzeczeń, by dowieść swej wierności Bogu. Jest to jednak straszna harówa, a co najgorsze wykonana w niewłaściwym kierunku, gdzie nieraz "obłęd nazywa się wiarą." Gdzie tu miejsce na odpocznienie? Jak tu mówić o jarzmie "miłym" a "brzemieniu" lekkim? Mt 11:30


Święty to inaczej oddzielony. Oddzielony od świata ale równocześnie przeznaczony dla Boga. To oddzielenie, jak sądzę, wiążesz z potrzebą wyrzeczeń. Wymaga jednakże wyjaśnienia jakie to są wyrzeczenia, czy powinny one w naszej ocenie nazywać się wyrzeczeniami ? Co nadaje im ten negatywny charakter ? Czy nie jest tak, że owa rezygnacja z rzeczy, które są nam miłe, zależy od stanu naszego zaufania do Boga ? Dla jednych może być to jarzmo przekraczające ich możliwości, gdyż mają większe zaufanie do siebie samych niż do Boga, a dla innych, którzy przekonali się dość boleśnie o swojej słabości i których serce zostało przemienione mocą Ducha Bożego pokazującego im własną grzeszną naturę i zaufali bardziej Bogu niż sobie, może to być jarzmo miłe i lekkie, choć także i w tym przypadku pozostaje to jarzmem, ale dlaczego pismo nazywa je jarzmem, to problem raczej na osobny temat.
Pozdrawiam :)
Janina
Aktywny
 
Posty: 267
Dołączył(a): Wt sty 09, 2007 4:52 pm

Postprzez ELO » N kwi 20, 2008 7:13 pm

Z powodu nawału wielu zajęć dopiero teraz piszę na zaproponowany przeze mnie temat - przepraszam.

Zadałem pytanie dotyczące wzrastania w wierze. Ostatnia wypowiedź Janiny zawierała również istotne pytania. Postaram się więc w pierwszej kolejności odnieść do nich.
Na pierwsze z nich odpowiem tak: Gdybym chciał dać "bezpieczną" odpowiedź, to przychyliłbym się do stwierdzenia, że wiara powinna opierać się na faktach.
Na drugie odpowiedziałbym, że istotnym jest to, w co wierzymy.
Trzecie pytanie dotyczy wyrażania wiary, a więc chodzi tu pewnie o nasze relacje z bliźnimi, dla których jest to widoczny przejaw naszego posłuszeństwa względem Bożych wymagań wyrażonych w Jego Słowie.

Tak się składa, że bez względu na to, czy tego chcemy czy nie, jesteśmy oceniani przez otoczenie. Nasze postępowanie jest brane pod uwagę, a decyzje, które podejmujemy, mają wpływ nie tylko na nas samych, ale również na innych.To sprawia, że często w wyniku niekorzystnego dla nas obrotu spraw zadajemy sobie pytania: czy moje zachowanie było moralnie uzasadnione? Czy skutki mojego wpływu na innych nie odbierają mi miana chrześcijanina?

Stajemy również przed zarzutami, że nasze życie nie przejawia miłości i dobroci, o której głosił i objawiał całym swym postępowaniem Chrystus. Nie jest tajemnicą, że żyjemy w świecie, którym Biblią próbuje uzasadnić się wiele złych i egoistycznych dążeń zepsutych ludzkich serc. Bardzo często jest to odkrywane przez bystrych obserwatorów życia codziennego - czy to w małych środowiskach, czy też w skali całych narodów... Wnioski wyciągane przez oceniających krytycznym okiem tych, którzy mieszają święte z pospolitym, wzbudzają rozgoryczenie i niechęć do religii w ogóle. Stwierdza się nawet, że jest ona powodem największej liczby konfliktów. Myślę więc, że każdy poszukiwacz prawd Słowa Bożego jest zainteresowany tym, by zerwać nici zwiedzeń, jakże odległych od ścieżki prawdy; ułudę samousprawiedliwienia, dzięki któremu można uzasadnić wszelkie błędy i niecne plany.

Nie stanie się to jednak wcześniej, nim nie otrzymamy jasnej odpowiedzi na nurtujące nas pytanie: czy i jak jestem usprawiedliwiony przed Bogiem ze swych czynów? Czy jestem naśladowcą Chrystusa czy też tylko tak mi się wydaje, a na końcu swej drogi znajdę się w gronie tych, którzy usłyszą słowa: "nigdy was nie znałem" (Mat7:23)?
Bardzo często spotykamy się z opiniami, że chrześcijanin to ktoś, kto jakby otrzymał szansę na zbawienie, a jego czyny mają potwierdzić, czy na nie zasługuje... Osoba oceniająca siebie krytycznie prędzej czy później dojdzie do wniosku, że nie podoła wysokim standardom objawionym w Słowie Bożym. Zdarza się więc, że rezygnuje z dalszych "starań", stwierdzając, że nie jest godna nazywać siebie dzieckiem Bożym lub też wybiera usprawiedliwianie wszelkich porażek jako zawinionych przez wszystkich i wszystko, co tylko znajduje się w zasięgu wzroku.

Przypomina to często przeczytaną przeze mnie historię człowieka, który obwiniał rodzinę i przyjaciół o konfliktowe sytuacje z jego udziałem. Stwierdzał np., że gdyby nie doprowadzające go do nerwowych sytuacji otoczenie, prowadziłby życie spokojne i zgodne z wolą Bożą. Ów człowiek postanowił więc pójść na odosobnienie i tam spróbować życia "na nowo". Realizując swój zamiar, miał udział w banalnym zdarzeniu. Podczas nabierania wody z rzeki usiłował postawić na brzegu dzban, który wywracał się na kamienistym zboczu. Po kilku nieudanych próbach zniecierpliwiony rozbił naczynie o brzeg. Gdy ochłonął, zdał sobie sprawę, że w pobliżu nie było nikogo, kto mógłby słowem czy też czynem sprowokować go do takiego zachowania. Zrozumiał bardzo szybko, że źródło wielu konfliktów tkwi w nim samym.
Dobrze się dzieje, gdy dochodzimy do podobnych wniosków w wyniku przemyśleń i napomnień ze strony przyjaciół - gorzej gdy jesteśmy utwierdzani w złym przez fałszywie pojętą uprzejmość naszych bliskich.
Dochodzą również sytuacje, w których nasze zachowanie i postępowanie jest zgodne z wolą Bożą objawioną na kartach Jego Słowa. Wtedy konflikt jest o wiele trudniejszy do zniesienia, a pytań o to, "jak oddzielić serce od rozumu", pojawia się jeszcze więcej. Tak więc bój z samym sobą i lekceważącym wolę Bożą światem jest jakby wpisany w życie chrześcijanina zgodnie ze słowami:"Nie myślcie, że przyszedłem, by zaprowadzić pokój na ziemi. Nie przyszedłem, by przynieść pokój, ale - miecz." (Mt10:34).

Każdego dnia podejmujemy wiele decyzji wynikających z naszej wierności Bogu. Nasze decyzje są jakby wyrażeniem naszego postrzegania świata. Otoczenie odbiera to różnie; dla nas jednak istotnym jest to, czy dzień przeżyty był na chwałę Bożą czy też był zaparciem się Boga. W związku z tym, że konfliktowych sytuacji nie da się uniknąć, warto zdać sobie sprawę z tego, że chrześcijanin nie ma reputacji - chrześcijanin ma charakter.
Gdy będziemy dbać tylko o to, jak odbiera nas otoczenie, może nastać czas, w którym nie weźmiemy już pod uwagę napomnienia: "Wiarołomni, czy nie wiecie, że przyjaźń ze światem, to wrogość wobec Boga? Jeśli więc kto chce być przyjacielem świata, staje się nieprzyjacielem Boga." (Jk4:4). Jako że nie istnieje "neutralny teren", każdego dnia będziemy stawać przed podjęciem decyzji, którą drogą iść, co wybrać, jak się zachować... Bez jasnego zapewnienia o tym, że Bóg towarzyszy nam we wszelkich trudnościach i radościach, nie uznamy tego, że Jego brzemię jest lekkie (Mt11:30). Niepewność Bożego prowadzenia doprowadzi nas do zniechęcenia i rozgoryczenia, fałszywa pewność siebie - do szaleństwa...

Rozważając więc temat usprawiedliwienia przez wiarę, nie sposób uniknąć wyjaśnienia, na jakich zasadach jestem przyjęty przez Boga (uznany za sprawiedliwego). Słowo Boże przekonuje mnie, że na próżno szukać sprawiedliwości Bożej we mnie, a wszelkie rozwijanie rzekomo istniejącego w mym sercu dobra jest daremne, gdyż Zbawiciel nie odnalazł w nim niczego dobrego: "Z serca bowiem pochodzą złe myśli, zabójstwa, cudzołóstwa, czyny nierządne, kradzieże, fałszywe świadectwa, przekleństwa." (Mt15:19). To Bóg z łaski swojej daje mi nowe serce: "wtedy Ja dam im nowe serce i nowego ducha włożę do ich wnętrza; usunę z ich ciała serce kamienne i dam im serce mięsiste," (Ez11:19). Daje mi też nowego ducha, dzięki któremu mogę z błogosławioną pewnością przyjąć, że moja sprawiedliwość jest w osobie Zbawiciela: "o sprawiedliwości zaś - bo idę do Ojca i już Mnie nie ujrzycie;" (Jan16:10). On to sprawia, że zostajemy przemienieni na Jego podobieństwo: "My wszyscy tedy, z odsłoniętym obliczem, oglądając jak w zwierciadle chwałę Pana, zostajemy przemienieni w ten sam obraz, z chwały w chwałę, jak to sprawia Pan, który jest Duchem." (2Kor3:18).
Dobre uczynki, dzięki którym mamy przywilej uczestniczyć w dziele Bożym, również są przygotowane przez Niego: "Jego bowiem dziełem jesteśmy, stworzeni w Chrystusie Jezusie do dobrych uczynków, do których przeznaczył nas Bóg, abyśmy w nich chodzili."(Ef2:10).
Czy więc jest coś, o co nie zadbałby miłosierny Bóg? On, który przygotowuje dla nas miejsce w wiecznym królestwie: "W domu Ojca mego wiele jest mieszkań; gdyby było inaczej, byłbym wam powiedział. Idę przygotować wam miejsce." (Jan14:2), doprowadzi nas do niego i możemy być tego pewni - nie ze względu na nasze postanowienia i obietnice, które są jak "bicz z piasku". Pewność tę czerpiemy z Jego Słowa, w którym to Jezus ma prawo zwrócić się do Ojca słowami: "chcę..." (Jan17:24). Skoro więc Ten, który sprawia w nas chcenie i wykonanie: (Flp2:13), jest Wszechmogący, to któż przeciwko nam?(Rzym8:31). My, którzy w naszej bezradności dostępujemy tej wielkiej łaski, dzięki której to posłany nam Pocieszyciel, Duch Święty uczy nas (Jan14:26) wstawia się za nami:(Rzym8:26) i podnosi nas na duchu: "Lecz Ten, który pociesza uniżonych, Bóg, pocieszył nas przez przybycie Tytusa;" (2Kor7:6), prowadząc dzieło Boże drogami przez nas niepojętymi (Iz55:9), możemy odpocząć, ufając, iż nawet w trudnych dla nas sytuacjach wspomoże nas "A gdy was poprowadzą, żeby was wydać, nie martwcie się przedtem, co macie mówić; ale mówcie to, co wam w owej chwili będzie dane. Bo nie wy będziecie mówić, ale Duch Święty."(Mar13:11).
Gdy więc wyrywa się z naszej duszy okrzyk: "nędzny ja człowiek!" (Rzym7:24), to możemy być pewni, iż Zbawiciel nas nie odrzuci ani nie opuści, gdyż po to przyszedł na ten świat, aby uciśnionych wypuścić na wolność (Łuk4:18).
ELO
 

Postprzez jahanne » Wt kwi 22, 2008 11:17 am

Hmmm... Z wszystkimi zacytowanymi przez Ciebie fragmentami nie sposób się nie zgodzić, Elo, ale chcę też zwrócić uwagę na to, że Bóg nie stworzył nas 'robotami' - On każe nam podejmować trudy i odpowiedzialność wyborów, nie tylko tego najważniejszego w życiu - czy pójść za Jezusem, ale związanych z tym codziennych decyzji - o zapieraniu samego siebie.

Pan nie obiecuje, że życie z Nim będzie łatwe - wszyscy chyba (mam nadzieję...) wiemy, z jakimi reakcjami (w szkole, pracy itp.) spotyka się żywa wiara, której nie wstydzimy się (oby) wyznawać przed innymi... Znamy szykany, nienawiść, odrzucenie w rodzinie - normalne składowe chrześcijańskiego życia, bo w końcu nie jest sługa większy nad swojego Pana, i jak Jego prześladowali - tak i Jego naśladowców będą... W takich okolicznościach nie jest łatwo być wiernym Panu i posłusznym Jego Słowu - ale miłość do Niego sprawia, że podejmuję się tego z ochotą, bo chcę się Mu podobać, że choć często upadam - to jednak przychodzę z tym do Niego w ufności, że przebaczy i da siłę...

Wiadomo, że w tym życiu nie osiągniemy doskonałości. Wiadomo też, że Biblia stawia naśladowcom Pana bardzo wysoką poprzeczkę.

Nie zapominajmy jednak, że życie chrześcijanina ma być do samego końca procesem uświęcania. Ja widzę to tak, że jeżeli patrzę wstecz na swoje życie - kilka lat, rok wcześniej, i nie widzę zmiany - to to jest tragedia... Mogą nam to poświadczyć osoby, z którymi mamy bliskie relacje - np. ze zboru, ale najlepiej jest w stanie powiedzieć nam o tym żona lub mąż - osoba, z którą żyjemy na co dzień i która widzi nas i nasze reakcje w każdej sytuacji... Samemu jednak i w szczerości przed sobą i Panem można zobaczyć, czy w czasie moja relacja z Bogiem polepszyła się, czy może jestem dalej od Niego, czy mam odwagę mówić o Nim innym ludziom, czy unikam takich sytuacji itp. itd. ...

Pomimo różnych trudności chrześcijańskiego życia nie możemy jednak zapominać, że mamy być świadectwem, że zawsze powinniśmy być gotowymi do 'wytłumaczenia się ze swojej nadziei', do zwiastowania. I w żadnym wypadku tu nie powinien stać na przeszkodzie jakiś gorszy czas, czy złe samopoczucie... I wiem, jakie to jest trudne. Ale na własnym doświadczeniu przekonałam się, że jeżeli robię wszystko, co mogę, żeby w ciągu dnia jak najwięcej czasu 'wydrzeć' dla Pana i budować z Nim relację, to potem w jakiejś gorszej chwili potrafię (oczywiście tylko przy pomocy Ducha Świętego) przemóc to i wołać do Pana...
W końcu mamy się opierać grzechowi i to ze wszystkich sił... Sił tych udziela Pan, ale On zna nasze serca i motywacje i widzi, czy mamy rzeczywiste pragnienie opierania się.

Myślę, że musimy mieć świadomość naszej odpowiedzialności w tym wszystkim - to nie jest tak, że Bóg za nas wszystko zrobi, a jak mi się nie chce z łóżka rano wstać do pracy, to widocznie to Pańska wola, bo mi 'chcenia' nie daje... :wink:

Pan zrobił już wszystko - oferował nam zbawienie przez swoją sprawiedliwość, swoją świętą krew, i dał wszytko, co do życia i pobożności jest potrzebne.
A my wybieramy. Każdego dnia. Przy każdej decyzji - posłuszeństwo Panu, czy kompromis, droga łatwiejsza, czy trudniejsza, wypełniać jego wolę, czy olać tych wszystkich ludzi, którzy może Ewangelii nigdy nie słyszeli...

To nie jest tak, że raz wybieramy Jezusa i potem już z górki - bo On wszystko za nas zrobi. Od tego wyboru dopiero się zaczyna prawdziwa 'obróbka' naszych serc. A my codziennie wybieramy, czy się jej poddawać , czy nie...
jahanne
 

Następna strona

Powrót do Pismo Święte

Kto przegląda forum

Użytkownicy przeglądający ten dział: Brak zidentyfikowanych użytkowników i 5 gości

Wymiana:

pozdrawiamy

cron